Marzena Wojciechowska, strażniczka miejska ze Zgierza – mogła wlepić mandat alkoholikowi – zamiast tego wyciągnęła go z nałogu. Mimo że od zdarzenia minęło już kilka miesięcy, to w ułożeniu sobie życia na nowo mężczyźnie pomaga do dziś. Funkcjonariuszka udowodniła tym samym, że fałszywa jest opinia mówiąca, że Straż Miejska jest tylko „od karania”…
To miała być rutynowa interwencja. Chłodny listopad. W domu przy ul. Piotra Skargi urządzono libację alkoholową. Na uprzykrzającego się lokatora uskarżali się sąsiedzi. Z jego domu dobiegał hałas, a dodatkowo nieczystości zalewały inne mieszkania. Na widok strażniczki uczestnicy zabawy szybko się „zmyli”. Pozostał jedynie właściciel mieszkania – pan Jan.
Widok jaki zastała Marzena Wojciechowska był odrażający. W mieszkaniu panował nie tylko brud i bałagan. Na podłodze znajdowały się fekalia, a w powietrzu unosił się fetor. Sam właściciel był w niewiele lepszym stanie – brudny, zarośnięty, cuchnący.
Dlaczego ta interwencja zakończyła się inaczej? – W jego oczach dostrzegłam, że potrzebuje pomocy. Myślę, że widać takie osoby, które są naprawdę zagubione, które potrzebują pomocy. Widziałam, że ten człowiek jest uwięziony we własnym mieszkaniu przez środowisko, w którym przebywa – opowiada Marzena Wojciechowska. Zapytany czy czegoś nie potrzebuje odparł, że chętnie by coś zjadł i napił się herbaty, której miał nie pić od trzech lat. Strażniczka kupiła mu konserwę oraz kawałek chleba. I mogłoby się skończyć na tym, ale myśl o biednym człowieku nie dawała jej spokoju. Odwiedziła go z jedzeniem, następnego dnia i w kolejne…
W międzyczasie „sprawdziła” mężczyznę. Okazało się, że wcześniej był honorowym dawcą krwi, uratował także kilka osób z płonącego szpitala. Zaczął pić, po tym jak w wypadku zginęli jego dwaj synowie. Z powodu alkoholu odeszła od niego żona. I tak życie pana Jana obróciło się o 180 stopni.
Dzięki wizytom strażniczki, mężczyzna zdecydował, że będzie się leczył. – Oświadczyłam, że mu pomogę, ale postawiłam jeden warunek – że musi przestać pić. Po paru dniach rzeczywiście już nie pił. Na moich oczach wylał wódkę do zlewu – mówi Marzena Wojciechowska. Potem zorganizowała dla niego detoks w szpitalu w Warcie. Odtruwanie organizmu trwało 14 dni. Po tym mężczyznę czekała jeszcze terapia.
Strażniczka okazała się także pomocna przy zmianie mieszkania. – Jan musiał zmienić środowisko, nie mógł zostać w tym samym miejscu, przy tych samych osobach. Ważne było, aby zerwał kontakt z ludźmi, którzy być może go naciągali, zastraszali – opowiada strażniczka. Przy pomocy MPGM udało mu się znaleźć nowe mieszkanie w drugiej części miasta. W jego wyposażeniu pomogli koledzy ze Straży Miejskiej.
Obecnie Jan nie sięga po alkohol. Choć od zimy minęło sporo czasu to wciąż odwiedza go Marzena. Pomaga w załatwianiu spraw urzędowych, czy w znalezieniu pracy.
Ta historia rzadko spotykana. Często jeśli komuś pomagamy to na szybko. Załatwimy jakąś sprawę i to wszystko. Chcemy mieć problem z głowy. U pani Marzeny jest inaczej. – Nie wiem dlaczego tak jest. Myślę, że trzeba być zawsze człowiekiem, tak zostałam wychowana – mówi skromnie.
27 lipca 2012 r. Marzena Wojciechowska została wyróżniona przez prezydent Zgierza Iwonę Wieczorek dyplomem uznania i nagrodą pieniężną za wzorowe wykonywanie obowiązków służbowych, przejawie inicjatywy w działaniach na rzecz poprawy bezpieczeństwa na terenie miasta oraz za udzielenie bezinteresownej pomocy mieszkańcowi Zgierza.
– Nagroda była dla mnie bardzo miłym zaskoczenie, bardzo dziękuję pani prezydent, panu komendantowi. Nie spodziewałam się tego wyróżnienia, mogłabym tylko dostać kwiaty i to by było dla mnie wystarczającym gestem – mówi ze skromnością zgierska strażniczka na medal.