REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Mieszkańcy wściekli na prezydent i władze Zgierza

19 marca 2013 r. w Urzędzie Miasta Zgierza odbyło się spotkanie mieszkańców (głównie osiedla Rudunki) z władzami miasta. Od początku wiadomo było, że nie będzie to łatwe spotkanie, ale ostatecznie mogło przywrócić rządzących o zawrót głowy. Jeśli nie "kaca".

Zażarta dyskusja toczyła się wokół wysokich stawek za śmieci, które mają obowiązywać od lipca, wysokich cen wody, które obowiązują już od nowego roku, oraz wokół decyzji dotyczącej budowy spalarni śmieci w Zgierzu. 

Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Paweł Królewiak starał się wytłumaczyć zmiany w odbiorze odpadów zmianami w "ustawie śmieciowej". – To rozporządzenie to nie mój wymysł, tylko ministerstwa – tłumaczyła z kolei prezydent Iwona Wieczorek. Tłumaczenia władz co i raz przerywane były emocjonalnymi krzykami ze strony mieszkańców, którzy domagali się odpowiedzi dlaczego stawki ustalone dla Zgierza są wyższe niż dla gminy Zgierz czy Łodzi. – Są to kwoty wymyślone z kosmosu i nie macie żadnych wyliczeń – mówił jeden z mieszkańców. 
 
 – Zarzucacie, że kalkulacja nie jest zrobiona? Ona nie jest zamieciona pod dywan. Możemy wyznaczyć spotkanie i ją kiedyś przedstawić. Może każdy mieszkaniec przyjść i kalkulację zobaczyć – odpowiadała Iwona Wieczorek. Na co z kolei można było usłyszeć: – To nie o to chodzi, żebyśmy wszyscy przychodzili, dlaczego tej kalkulacji nie widzimy teraz?
 
Zapłacono za to wyliczenie 14 tysięcy i ta kalkulacja jest knotem – wtórował mieszkańcom radny Andrzej Mięsok. W miarę jak na spotkaniu atmosfera z każdą chwilą stawa się coraz bardziej gorąca stanowisko władz miękło. – Rozumiem,  że mieszkańcy nie zgadzają się ze stawkami, w takim razie, to czy możemy na najbliższej sesji złożymy projekt autopoprawki – mówiła Iwona Wieczorek.
 
W dalszej kolejności dyskusja przeniosła się na temat budowy spalarni. Mecenas Janiszewski, wskazywał w 2005 r. miasto zleciło badanie, którego wnioski brzmiały – nie dopuszcza się na terenach dawnej Boruty inwestycji oddziałowującej na środowisko. Nie dopuszcza się składowania odpadów niebezpiecznych. Próby tłumaczeń ze strony władz miasta tłumione były przez krzyki z sali. Ostatecznie, podsumowanie dyskusji skończyło się na tym, że wiceprezydent Bohdan Bączak stwierdził, że pani prezydent sama dużo przeszła i nie zrobiłaby niczego co zaszkodzi miastu…
 
Ostatnim tematem była kwestia cen wody. – Poszła pani do spółki, żeby mieć wpływ na ceny wody. Poprzez usta koalicjantów zabroniła pani nam dyskutować. Decyzja czy stawki są odpowiednie to uchyliła się pani jakie były przesłanki, że pani przyjęła proponowane stawki. Za pani zgodą powstały etaty Dyrektora ds. marketingu i inne – wyliczał radny Mięsok
 
Na co odpowiadał wiceprezydent Bączak, że spółka działa ustawowo, przygotowuje kalkulacje, prezydent nie ma możliwości ich odrzucenia, a jedynie weryfikuje czy to co przedstawiono jest zgodnie z ustawą. Wskazał, też że to radni zablokowali dyskusję na temat cen wody. 
 
Na koniec głos zabrał Radosław Gajda, dyrektor ds. marketingu w spółce WOD-KAN. – Kłamstwem jest to, co powiedział Mięsok, że powstało stanowisko. Zastąpiłem osobę, która odeszła na emeryturę, podzielono obowiązki i przydzielono mi obowiązki, zmarł jeden z członków zarządu. Na wynagrodzenia jest mniej środków. Moje wynagrodzenie jest niższe niż poprzednika. Moje wynagrodzenie nie rzutuje na cenę wody o 1 gr. Największą pozycją kosztową jest amortyzacja związaną z największą inwestycją prowadzoną od prezydenta Maślińskiego to 30% kosztów. Woda mogłaby być 30% tańsza. I dodał, że nie zatrudniła go pani prezydent tylko zarząd.
 
Niech pan nie kłamie i wody nie leje! – dało się słyszeć głos sali…

Inne

Ciekawe artykuły