REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wojenne wspomnienia pani Heleny

Już po raz trzeci Starostwo Powiatowe w Zgierzu zorganizowało delegację złożoną z weteranów wojennych, kombatantów i osób represjonowanych, którzy reprezentowali nasz region w czasie uroczystej gali z okazji Wojewódzkich Obchodów Dnia Weterana. 

Jedną z tych osób była Helena Pietrzycka ze Zgierza. Ponieważ tego typu okazje skłaniają do wspomnień, to siedząc obok na widowni miałam okazję wysłuchać jej wojennej opowieści. Nasza rozmowa rozpoczęła się od wymiany spostrzeżeń na temat współczesnej techniki. 
 
Pamiętam jak byłam młodą dziewczyną i tatuś kupił pierwsze radio – wspomina Helena Pietrzycka. – Nie takie na słuchawki, ale z głośnikami. Często wieczorami stawialiśmy je na parapecie, a ludzie z odległych nawet majątków przyjeżdżali, aby posłuchać audycji. Piosenki emitowane na antenie pamiętam do dziś. A potem wybuchła wojna, przez radio nadawali co jakiś czas komunikaty o tym, że Warszawa jeszcze się broni. Pamiętam głos tego mężczyzny, taki głęboki, donośny i smutny. Ja wtedy przebywałam w szkole, ponad 40 km od naszego majątku. W naszym gimnazjum stała puszka, do której wrzucałyśmy datki na odbudowę Warszawy. Kiedyś wrzuciłam do niej całe swoje kieszonkowe – złotówkę. Wtedy tyle kosztowała tabliczka czekolady Wedla – snuje swoje wspomnienia pani Helena
 
Dla niej wojna zaczęła się jednak dopiero 17 września, kiedy armia radziecka wkroczyła do Polski. Nadal uczęszczała do tej samej szkoły, tylko jej gimnazjum zostało przekształcone w Białoruską Szkołę Średnią. Otrzymała też wiadomość z domu, że tatusia zabrali żołnierze. A później to już zaczęły się systematyczne wywózki, głównie kobiet i dzieci, bo mężczyźni albo byli na froncie, albo zostali aresztowani, osadzeni w więzieniach, czy już straceni. Ją wojsko zabrało ze szkoły. Było to 13 kwietnia 1940 r. Dla czternastoletniej wówczas Heleny zaczął się sześcioletni koszmar podróży i ciężkiej pracy w okolicach Kazachstanu. 
Do 30 kwietnia jechaliśmy pociągiem – mówi – takim towarowym, później przesiedliśmy się na statek, którym płynęliśmy jeszcze dwa dni, a później to już trzeba było iść piechotą, długo…
 
Na syberyjskim wygnaniu nie była jednak sama. Na stacji odnalazła matkę i 10-letnią siostrę. Na szczęście wszystkie powróciły do Polski, ale koszmaru głodu, zimna i ciężkiej pracy nigdy nie zapomniały.

Inne

Ciekawe artykuły