REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Zastąp dzieciom ich rodziny

„Dzieci do domów, ale własnych” to hasło kampanii społecznej Towarzystwa „Nasz Dom” (założonego w 1921 roku przez Janusza Korczaka i Marynę Falską). W pojawiającym się w telewizji spocie reklamowym widać chłopca, który czerwoną farbą przekreśla drugą część zwrotu „dom dziecka”. W Polsce ok. 22 tys. dzieci przebywa w domach dziecka, w naszym powiecie w dwóch tego typu placówkach (w Grotnikach i Dąbrówce) ok. 70. 

Chcemy i musimy to zmienić – mówi dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Zgierzu Agnieszka Duszkiewicz-Nowackanowa ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej narzuca samorządowi powiatowemu, by w każdym domu dziecka od 1 stycznia 2013 roku było nie więcej niż trzydzieścioro dzieci, a od początku 2021 roku zaledwie czternaścioro.

Co więc już niebawem stanie się z dziesiątką „ponadnormatywnych” dzieci? 
Robimy wszystko co w naszej mocy, by znaleźć dla jak największej grupy dzieci przebywających w placówkach opiekuńczych, domy z prawdziwego zdarzenia – mówi dyrektor Duszkiewicz-Nowacka.– Analizy wyraźnie pokazują, że dzieci wychowujące się w rodzinach zastępczych lepiej radzą sobie w dorosłym życiu
 
PCPR zorganizował nabór na szkolenia dla osób chcących zostać rodziną zastępczą. Pięć z nich odbędzie taki kurs bezpłatnie. Miejmy nadzieję, że już niebawem dołączą one do 236 rodzin w powiecie zgierskim, które zdecydowały się stworzyć dom zastępczy dla dzieci nieposiadających własnego, bądź nie mających możliwości dorastania u boku biologicznych rodziców. 
Centrum ma w planach utworzenie do końca tego roku dwóch rodzinnych domów dziecka i dwóch dodatkowych w roku przyszłym. W ciągu najbliższych czterech miesięcy chce także utworzyć pięć zawodowych rodzin zastępczych. 
Osoby, które zdecydują się sprawować opiekę zastępczą mogą korzystać z różnych form wsparcia. Od tego roku jest to pomoc finansowa w wysokości od 660 do 1 200 złotych na każde dziecko i dopłaty do wakacyjnego wypoczynku. 
 
Jeśli ktoś myśli, że wzięcie pod swój dach obcych dzieci, to pomysł na biznes, to jest w wielkim błędzie – mówi spotykający się czasem z takim osądem Jerzy Kuczuk, który wraz z żoną Anną opiekuje się sześciorgiem dzieci. – Bycie rodzicami zastępczymi dla dzieciaków, które mają za sobą ciężkie przeżycia i bardzo potrzebują troski i miłości, to prawdziwe wyzwanie, ale też najwspanialsza rzecz, która przytrafiła się w naszym życiu
 
Co skłoniło ich do bycia zawodową rodzina zastępczą?
Tak się złożyło, że pięć lat temu w Święta Wielkanocne nasze dzieci (syn i córka) nie mogły nas odwiedzić i zostaliśmy sami. To były najsmutniejsze święta, jakie pamiętam – mówi pan Jerzy. – Wtedy żona podsunęła pomysł, żebyśmy zaopiekowali się dziećmi, które nie mają prawdziwego domu. Nie byłem do tego przekonany, ale poszedłem na szkolenie, gdzie prosto w oczy powiedziano nam z jakimi problemami możemy się zetknąć. Żonę to trochę przeraziło, za to mnie zmotywowało. 
 
Pierwszymi dziećmi, które pojawiły się w domu państwa Kuczuk było rodzeństwo: Martyna, Ania i Adam, które zabrali z domu samotnej matki. Dzieci to tylko trójka z dziewiątki rodzeństwa.
 
Byłam bardzo zaskoczona, że dzieci, które miały 6, 9 i 8 lat nie potrafiły ani pisać ani czytać – mówi Anna Siestrzeńcewicz-Kuczuk. – Musiałam przypomnieć sobie materiał przerabiany w szkole i godzinami pracować nad wyprowadzeniem ich wiedzy na prostą. Tym milej mi dziś powiedzieć, że np. Ania trzeci rok z rzędu przynosi na koniec roku świadectwo z czerwonym paskiem. 
Wkrótce do „świętej trójcy”, jak nazywają rodzeństwo, dołączyła dwuletnia wtedy Weronika, dwa lata temu doszła jeszcze jedenastoletnia Monika, a rok temu dziesięcioletni Janek. Teraz dom w Księstwie (Gmina Aleksandrów Łódzki), gdzie mieszkają, tętni życiem od rana do wieczora.
 
Chociaż nie mam czasu dla siebie a na wakacjach ostatni raz byliśmy z mężem trzynaście lat temu, to nigdy nie żałowaliśmy decyzji o zostaniu rodziną zastępczą – mówi pani Anna. – Czujemy miłość tych dzieci, wiemy, że jesteśmy potrzebni.
A ja muszę nawet przyznać, że żona mi odmłodniała – dodaje z uśmiechem pan Jerzy. – Kiedyś, jak pracowała jako szwaczka, to widziałem, że już się męczy przy tej maszynie i jest nieszczęśliwa, dziś cieszę się, jak widzę ją wariującą z dzieciakami na podwórku.
 
Pytani, jakich rad mogliby udzielić osobom, które rozważają decyzję o zostaniu rodziną zastępczą mówią, że trzeba być cierpliwym i wyrozumiałym, kochać dzieci rozsądnie i gdzieś tam w podświadomości mieć na uwadze, że w każdej chwili mogą one wrócić do swoich biologicznych rodziców. 
 
– Jak Weronika do nas trafiła, to oboje jej rodzice byli w więzieniu – tłumaczy Jerzy Kuczukjednak po jakimś czasie ojciec ją odzyskał i musieliśmy się pożegnać. Przez kilka miesięcy Weronisia była u niego, ale opieka nad trzyletnim dzieckiem przerosła młodego rodzica i mała znów trafiła do nas. To było najgorsze pół roku w moim życiu – dodaje.
 
Odejście z domu dzieci przeżyli także, kiedy matka dwóch chłopców, którymi zajmowali się przez dwa lata odzyskała prawa do opieki nad nimi. Państwo Kuczuk, jak tylko mogą starają się dbać o więzi łączące ich podopiecznych z biologicznymi rodzicami, bo wiedzą, że prawdziwych rodziców ma się tylko jednych, i że nie powinno się przekreślać ludzi, bo w ten sposób pozbawia się ich szansy na wyjście z życiowego kryzysu. 
 
Chcemy dawać dzieciakom dobry przykład, pokazywać im jak wygląda rodzina – mówi pani Anna. – My z mężem bardzo się wspieramy i w tym tkwi nasza siła.

Inne

Ciekawe artykuły