REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Wrzesień 1939 roku w Parzęczewie i Orłej

Ranek 5 września 1939 roku. Kolejny piąty dzień wojny. Przez Parzęczew przelewa się rzeka uchodźców, pieszo, z tobołkami na plecach, z walizkami w ręku, na wozach załadowanych dobytkiem; mężczyźni, kobiety, dzieci. Uciekają przed najeźdźcą, okrutnym i bezwzględnym, który wdarł się w głąb kraju, aż do rzeki, której samo imię – Warta nakazuje stać nieugięcie na jej brzegach i bronić ich uparcie przez wrogiem.

Stamtąd echo niesie daleki, ledwie słyszalny, ale groźny pomruk armatniej kanonady. Mieszkańcom Parzęczewa niesie on nadzieję, że toczy się tam walka, a najeźdźca będzie wreszcie zatrzymany i pokonany. 

Chociaż to wojna, to przecież tutejszych rolników nie zwalnia ona z codziennych gospodarskich obowiązków. Zaczyna się krzątanina w podwórzach, wychodzenie na pola, pastwiska, jak w zwykły pokojowy czas. Przecież to wrzesień, pora zbierania plonów. 

Nagle ciszę przerywa rosnący szybko warkot samolotu, nie jednego – dwóch, trzech. Lecą od strony Ozorkowa. Ale nie tylko stamtąd. Bo oto wysoko z góry, z przeciwnego kierunku, nadlatuje cała chmara innych samolotów. Trzy z nich odrywają się od reszty i jak sępy, które wypatrzyły zdobycz, spadają gwałtownie w dół. 

Ogłuszający ryk silników lotniczych i huk serii wystrzeliwanych pocisków rozpętują nad Parzęczewem prawdziwe piekło. Mieszkańcy stoją jak sparaliżowani, z uniesionymi do góry głowami. Na ich oczach rozgrywa się walka samolotów. Walka to nierówna. Już widzą, że te nadlatujące od Ozorkowa to polskie. Lecą nisko, tuż nad dachami domów i widać pod skrzydłami biało-czerwone szachownice. Ale widzą też, z rozpaczą i ze ściśniętym sercem, jak z kadłubów naszych samolotów zaczynają buchać płomienie. Ten z prawej strony, nadlatując nad rynek, lewym skrzydłem ledwie nie zawadza o kościelną wieżę. Leci jednak dalej i broniąc się do końca ogniem karabinu maszynowego, z głośnym hukiem spada gdzieś na polach za domami. Drugi omija kościół z lewej strony i ciągnąc za sobą warkocz czarnego dymu, kładzie się w lewy zakręt, obniża lot za cmentarzem i ginie z oczu. 

Mężczyźni ile tchu pędzą w kierunku miejsca upadku samolotów. Może się jeszcze uda uratować od śmierci w płomieniach polskich lotników. Niestety. Niewiele mogli im pomóc. Z tego samolotu, który leżał na wprost i spadł, rozbijając się za osadą, obserwator i strzelec pokładowy polegli. Uratował się ciężko poparzony pilot. Zemrze wkrótce w drodze od szpitala. W drugiej maszynie, która za cmentarzem wbiła się kadłubem w burtę rowu, wraz z samolotem spłonął trafiony pociskami w walce strzelec pokładowy. Z jego ciała pozostał niemal zupełnie wypalony szkielet, oparty na tyle karabinu maszynowego. Z tej załogi ranny został pilot i ciężko poparzony obserwator. Zwiezione z miejsc upadku samolotów ciała poległych lotników, zanim spoczęły na cmentarzu, zostały złożone przed kościołem. Nie było mieszkańca Parzęczewa, któryby wstrząśnięty dramatem, jaki na jego oczach rozegrał się nad osadą, nie przybiegł tu, żeby żarliwą modlitwą pożegnać poległych bohaterów. Parzęczew tego dnia pogrążył się w żałobie. Lotnicy byli tu pierwszymi żołnierzami, ofiarami wojny, pochowanymi na tutejszym cmentarzu. Kobiety płakały nad poległymi, jak nad własnymi synami.

Obraz tego dramatu wojennego, który rozegrał się 5 września nad Parzęczewem, odtworzyłem na podstawie opowiadań ze spotkań sprzed wielu lat z mieszkańcami osady – świadkami tamtych wstrząsających wydarzeń, wzbogaconych relacjami rotmistrza Zdzisława Rozwadowskiego, przebywającego wówczas w rodzinnych Piaskowicach i lekarki Wandy Rezler – Stokowskiej, która opatrywała rannych lotników oraz literatury historyczno – wojskowej, polskiej jak i niemieckiej. Ta druga dopiero niedawno upewniła mnie, że walka powietrzna rozegrała się 5 września, a polskie samoloty zostały zaatakowane nie przez Messersmithy 109, ale przez znacznie groźniejsze uzbrojeniem pokładowym, dwusilnikowe myśliwce. 

Dzisiaj, chociaż nie wszystkie okoliczności walki nad Parzęczewem zostały jeszcze wyjaśnione, czas najwyższy, żeby po upływie tych 75 lat oddać hołd lotnikom 32 Eskadry Rozpoznawczej, utrwalając w naszej wdzięcznej pamięci i potomnych ich czyn bojowy w Obronie Ojczyzny. Stać się to mogło dzięki przychylnemu ustosunkowaniu się do tej inicjatywy władz powiatu zgierskiego, gminy Parzęczew i proboszcza tutejszej parafii – ks. Jerzego Serwika, za co w imieniu Sekcji Kolarskiej „Szwadron” im. 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich przy oddziale PTTK w Ozorkowie składam najserdeczniejsze podziękowania.

Tymi właśnie słowami podczas obchodów 75. rocznicy Bitwy w Orłej zwrócił się do zebranych Stanisław Frątczak, jeden z najstarszych „Szwadronistów”. Tegoroczne obchody stały się okazją do odsłonięcia tablicy poświęconej czterem lotnikom, którzy tragiczną śmiercią zginęli 5 września 1939 roku w Parzęczewie: por. obs. Janowi Bruskiemu, kpr. pil. Henrykowi Rejakowi, kpr. strz. Kazimierzowi Hadyniakowi i kpr. strz. Józefowi Nietzke.

Uroczystego odsłonięcia tablicy dokonali: Zbigniew Zieliński były minister Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, Maksymilian Kacprzak 95-letni żołnierz 8 Pułku Strzelców Konnych, który 11 września `39 roku brał udział w Bitwie nad Bzurą w okolicach Orłej, Andrzej Cewiński Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Łodzi, Ilona Rafalska Radna Sejmiku Województwa Łódzkiego, Krzysztof Kozanecki Starosta Zgierski, Ryszard Nowakowski Wójt Gminy Parzęczew, mjr Waldemar Stafijowski z-ca dowódcy 1 dywizjonu lotniczego w Leźnicy Wielkiej, Stanisław Frątczak z Sekcji Kolarskiej „Szwadron” oraz ksiądz kanonik Jerzy Serwik – proboszcz parafii w Parzęczewie.

Następie uroczystości przeniosły się do miejscowości Orła, gdzie znajduje się pomnik upamiętniający wydarzenia z 11 września 1939 roku, kiedy to grupa kawalerii gen. Grzmota-Skotnickiego nawiązała walkę z nieprzyjacielem znajdującym się na południowy zachód od Łęczycy. Występujące w składzie grupy resztki Pomorskiej Brygady Kawalerii w godzinach rannych nacierały na wojska niemieckie z zadaniem zdobycia „Góry Bony” (wzgórze nieopodal Ozorkowa). Bezpośredniego natarcia dokonał szwadron kolarzy 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich, któremu udało się zdobyć ten cel. Kilka godzin później polscy obrońcy poddali się niemieckiej kontrofensywie wspieranej ogniem armat i po ciężkiej walce wróg odbił „Górę Bony”. Kolejny i tym razem udany atak polskich żołnierzy doprowadził do zajęcia wschodniej części miejscowości Orła. Choć Niemcy ponieśli w tych walkach poważne straty, to pułk niemieckich czołgów próbował jeszcze odzyskać utracone pozycje. Już w tym momencie znajdowali się na jednak straconej pozycji, więc zaskoczeni tak bohaterską obroną Niemcy wycofał się na pozycje wyjściowe. 

W tym roku Rada Pamięci Walk i Męczeństwa nadała Srebrne Medale Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej Ryszardowi Komorowskiemu, Norbertowi Pogorzelskiemu i Józefowi Chionkowskiemu działającym w Sekcji Kolarskiej „Szwadron”. 

Jak co roku w Orłej nie zabrakło pocztów sztandarowych Wojska Polskiego (wraz z kompanią honorową z Leźnicy Wielkiej), z ochotniczych straży pożarnych, okolicznych szkół oraz Sekcji Kolarskiej „Szwadron”. – Ta żywa lekcja historii co roku przyciąga wielu mieszkańców nie tylko z okolicznych miejscowości, ale też całego powiatu zgierskiego – podkreślił prowadzący uroczystość Adam Śwniuch, Sekretarz Powiatu Zgierskiego, historyk i jeden z autorów pomnika w Orłej. Hołd poległym w Bitwie nad Bzurą oddał również Marcin Karpiński, Wicestarosta Zgierski, składając symboliczną wiązankę pod pomnikiem. 

Inne

Ciekawe artykuły