Od kiedy pod płotem zgierskiego schroniska dla zwierząt ujawniono martwe psy, fundacja Medor znalazła się pod czujnym okiem policji i prokuratury. Później doszła kontrola straży miejskiej. Ostatnio służby znów zawitały do schroniska. Powód? Publikacja przez fundację danych osobowych (imion, nazwisk oraz adresów zamieszkania) osób, które miały zdecydować się na adopcje zwierząt, a aby z powrotem oddać czworonogi. W dodatku co do niektórych osób padają sugestie, że nadużywają alkoholu.
Na stronie internetowej Medoru padają określenia co do poszczególnych osób np.
„(…) brała od nas 4 psy i wszystkie oddała. Apel do wszystkich schronisk w Polsce prosimy nie dawać psów”, lub „w okresie 6 mies adoptowali kilkanaście psów z różnych schronisk, wszyscy nadużywają alkoholu, potem w dziwny sposób znikały prawdopodobnie były sprzedawane” czy też „Uwaga kobieta ma bardzo miły głos, którym zsypuje zaufanie”.
Zamysłem Elżbiety Andrzejewskiej, do której należy schronisko było ostrzeżenie innych schronisk w Polsce, przed osobami, które adoptują psy, a potem je porzucają. Dlatego zdecydowano się opublikować tzw. "czarną listę". Zdaniem służb to jednak krok za daleko.
Publikacja danych osobowych osób, bez ich zgody zagrożone jest karą do roku pozbawienia wolności. Dlatego w ubiegłym tygodniu do schroniska wkroczyła policja, która zabezpieczyła komputery oraz dokumentację. Sprawą zajęła się również zgierska prokuratura.